poniedziałek, 23 grudnia 2013

...w imieniu ryb co głosu nie mają

Akternatywny tekst

17 milionów sztuk karpi pochodzących ze stawów hodowlanych zajmujących 70 tysięcy hektarów powierzchni Polski, trafia co roku na wigilijne stoły (źródło: http://www.ekologia.pl/srodowisko/przyroda/karp-nie-krzyczy,11520.html). Liczba jak najbardziej słuszna, przecież ryby są zdrowe, a dietetycy narzekają, że Polacy jedzą ich za mało, więc przynajmniej "nadrabiamy" w czasie Świąt.
Wszystko byłoby świetnie, gdyby nie to, w jaki sposób ryby te są transportowane, przechowywane, sprzedawane, a następnie uśmiercane...

Temat postu może trochę za ciężki jak na przedświąteczny czas, ale kiedy jak nie teraz, zastanawiać się nad tą kwestią? Do podjęcia tego tematu skłoniła mnie sytuacja, której świadkiem byłam podczas przedwczorajszych zakupów w supermarkecie. Wyglądało to tak:

Tata trójki dzieci, trzymający w ręce plastikową torbę z duszącymi się rybami beztrosko przeglądał pudełka z herbatami. Pociechy były bardzo zainteresowane zwierzątkami, lecz nie wykazywały żadnych oznak empatii, czy żalu nad  szamoczącymi się  karpiami. Widać, albo nie zdawały sobie sprawy, że rybka nie macha do nich przyjaźnie ogonkiem, tylko zdycha w męczarniach, albo nikt wcześniej nie uwrażliwił ich na krzywdę zwierząt. Ciężko oceniać kogoś, kogo widzi się przez pół minuty w biegu między jednymi półkami, a drugimi, jednak obrazek, którego byłam przypadkowym świadkiem, nie prezentował się najlepiej. Jedynie mama poczuła chyba wyrzuty sumienia, bo rzuciła tekst do taty, że pora iść, bo im zaraz ryby padną, na co tata odparł "Spooookojnie, nie padną". Wolnym krokiem przemierzali kolejne alejki nie zwracając najmniejszej uwagi na biedne karpie. Może, gdyby miały głos i wydawały przerażające dźwięki, jakie słyszelibyśmy pewnie w przypadku duszenia innych zwierząt, ludzie nie byliby tak chętni do bawienia się w kata...?

Death agony by Rosa Dik 009
Niestety karpie doświadczają cierpień już przed świętami. Ściśnięte pomiędzy sobą, nie mają miejsca na swobodne pływanie i oddychanie. Jako jedyne gatunki ryb trafiają do sklepów i naszych domów żywe, a "tradycja" ta zakorzeniła się już tak bardzo, iż nikogo nie dziwi widok karpia w reklamówce bez wody. Podczas ich transportu pakuje się je do skrzyń, a żeby zmieściło się ich więcej nie marnuje się miejsca na wodę. Nie mając do oddychania tlenu rozpuszczanego w wodzie, ryby skazane są na bardzo powolną agonię, a co silniejsze szamocząc się kaleczą sąsiadów. W sklepach wrzucane są do niewielkich bali wypełnionych wodą, a następnie trafiają do plastikowej torby konsumenta.

Co dzieje się dalej każdy z nas wie, jednak przytoczę poniżej cytat z artykułu na ten temat:
"Wreszcie świeżo upieczony właściciel ryby napuszcza chlorowanej wody do wanny, gdzie karp pływając ku uciesze dzieci spędza kilka ostatnich godzin, czasem dni. Potem tylko nieumiejętne walenie młotkiem w głowę i wreszcie, po długiej walce, ryba trafia do kuchni. Ten niezrozumiały, barbarzyński proceder trwa w wielu domach od lat. Wszystko mogłoby przebiegać inaczej, gdyby wzorem innych ryb również karpia kupować już martwego.

Podobno ryby głosu nie mają, cierpią zatem w milczeniu... W ich imieniu głos zabierają nie raz zoolodzy. Dowodzą, że ryba podobnie jak inne zwierzęta odczuwa ból. Protestują też działacze ekologiczni, często w formie spektakularnych happeningów. Niestety czasy się zmieniły, mentalność pozostała i gehenna karpi trwa nadal. Upłynie jeszcze wiele wody, zanim ceniona ryba będzie godnie traktowana, a widok basenów z szamoczącymi się rybami pozostanie tylko smutnym wspomnieniem."
źródło: http://www.ekologia.pl/srodowisko/przyroda/karp-nie-krzyczy,11520,1.html

Co zatem możemy zrobić, aby odmienić los tych biednych zwierząt, które czują i cierpią? Może, wzorem popularnej ostatnio mody, zwrócić rybie wolność, wypuszczając ją do pobliskiego stawu? Brzmi pięknie, intencje też są dobre jednak pomysł jest równie okrutny, co kupowanie nieuśmierconego karpia.
Karp hodowlany, nie przyzwyczajony do życia "na wolności", po kilku godzinach czy dniach zdycha, ponieważ nie potrafi żerować, jest narażony na ataki innych ryb, źle znosi lodowatą wodę jeziora, gdyż jest gatunkiem ciepłolubnym sprowadzonym do Polski z Azji w XIII w. Dodatkowo zarybianie karpiami akwenów wodnych wymaga pozytywnej opinii Państwowej Rady Ochrony Przyrody oraz zezwolenia wydanego przez Ministerstwo Środowiska. Narażamy także rodzimy ekosystem, powodując jego zachwiania poprzez wprowadzanie obcych gatunków, które mogą być nosicielami wirusów i chorób zakaźnych.

Swishy friends by cindy47452


Dla mnie zatem konkluzja jest jedna. Należy kupować rybę już uśmierconą i mieć wówczas wpływ na kształtowanie się rynku i powolny zanik procederu publicznego, bezkarnego krzywdzenia zwierząt.
Pamiętajcie też, o opinii kucharzy, że męczony, źle przechowywany i nieodpowiednio uśmiercony karp smakuje gorzej. Naukowo udowodniono, że w organizmie takiej wymęczonej ryby dochodzi do zakwaszenia tkanki mięśniowej. Co za tym idzie, ma ona kwaśny, nieprzyjemny smak. (źródło:http://www.dayandnight.pl/lifestyle/item/966-co-z-tym-karpiem)

Mam nadzieję, że post ten nie odbierze Wam przyjemności z wigilijnej wieczerzy, a jedynie uzbroi Was w nową wiedzę i pomoże w przyszłym roku uratować kilka karpi.

Wielka miłośniczka zwierząt:) 
~Me After Hours~

1 komentarz:

  1. dlatego ja po obrazach z dzieciństwa, nie jem karpia....

    OdpowiedzUsuń